Zapomniana sztuka chodzenia
Czyżbyśmy zapomnieli jak się chodzi?
Wrocław. Niewielka hala targowa. Nie jakieś tam centrum handlowe z ruchomymi schodami w pakiecie, których ilość w tym mieście jest wprost proporcjonalna do populacji szczurów, a może jednak jej ustępuje. Nieważne.
Budynek 2 piętra max. Nie żaden sky tower, ani nawet zwykły tower. Zwykła niewysoka kamienica, jakich pełno na każdym kroku w tym poniemieckim mieście.
Wchodzę dziarskim krokiem. I nagle moja prędkość wyhamowuje, a je ledwo unikam zderzenia z plecami jakiegoś postawnego mężczyzny, którego aparycja jednoznacznie wskazuje na to, że nasze ewentualne zderzenie nie byłoby jedynie okazją do wymienienia wzajemnych wyrazów ubolewania z tego powodu. Mój prędkościomierz zwalnia do okrągłego 0.
Na parterze dziki tłum. Szukam, sprawdzam, próbuję wychylić swoją głowę ponad ramionami zdecydowanie wyższych ode mnie osób. Mój mózg, w sposób ewidentnie złośliwy, przypomina mi rady mamy, która mówiła : noś obcasy. A ja znów w płaskim obuwiu.
Po chwili już wiem – nie dają nic za darmo.
Nie, to nie żaden darmowy występ, performens, ani żadne inne wydarzenie kulturalne, w końcu mieszkam w europejskiej stolicy kultury, w związku z czym kultura atakuje mnie na każdym kroku.
Nic się nie dzieje.
Nikt nie upadł.
Nikt nie zemdlał.
Właściwie przed owym zbiorowiskiem nikogo nie ma.
I nagle gong sygnalizujący otwarcie drzwi do sezamu.
Przede mną grupa niczym 40 rozbójników z baśni tysiąca i 1 nocy jednocześnie przypuszcza szturm, próbując dostać się do wnętrza sezamu.
Do wnętrza wind.
Stoję. Patrzę. I nie wierzę.
…..
(po paru chwilach)
Moje źrenice powoli przestają kształtem przypominać monetę z najwyższym nominałem będącą w powszechnym obiegu.
Po chwili dochodzi do mnie absurd obserwowanej sceny.
Grupa wszystkich tych osób wolała poczekać na przyjazd windy, których podaż zdecydowanie nie korespondowała z popytem na tego typu usługi, zamiast zdecydować się na strasznie ryzykowną i wręcz ekstremalną wyprawę w góry na 2 piętro budynku.
Nie, nie mam tutaj na myśli osób starszych, matek z dziećmi, niepełnosprawnych (sama przez pewien czas poruszała się o kuli) i osób z ciężkimi zakupami dokonanymi w innych sklepach. Rozumiem, że wśród osób potencjalnie wyglądających na zdrowe zdarzyć mogły się osoby które z jakiś przyczyn nie mogły wdrapać się na wyższe kondygnacje. Naprawdę to rozumiem.
Chodzi mi o osoby w kwiecie wieku, sprawne i ograniczone jedynie przez swoje lenistwo, które niewątpliwie w tej grupie były, a z moich bacznych obserwacji wynika, że stanowiły nawet większość.
Mamy 21 wiek, rozwiniętą technologię. Mamy aplikacje liczące naszą aktywność fizyczną, na fb regularnie dzielimy się z całym światem, nie bacząc na to czy on ma na to ochotę, ile to km przebiegliśmy/przejechaliśmy. Wszyscy znają nasze trasy biegowe i rowerowe, które pokonujemy. Wszystko mamy smart, smartphony, smartwatche i sami jesteśmy cali smart. Jesteśmy tak smart, że zapomnieliśmy o tak całkiem podstawowej sztuce życiowej jak sztuka chodzenia. Nie chodzenia od windy do mieszkania i nie od przystanku tramwajowego do mieszkania. Nie od komputera do drukarki. Zapomnieliśmy o sztuce chodzenia polegającej na pokonywaniu realnych, a nie jedynie pozornych, odległości. Jakoś tak zatarło się w naszej pamięci, że można gdzieś dojść przy pomocy siły własnych kończyn. Trudno nam odzwyczaić się od komunikacji miejskiej, samochodu i innych środków lokomocji. Na potęgę korzystamy ze schodów ruchomych i wind. Wejście na 2 piętro nas pokonuje.
Nie chodzimy. Staliśmy się upośledzeni ruchowo. Może czas wrócić na drzewo, skoro dwie nogi ewidentnie przestały być nam potrzebne ?
pozdrawiam,
zwyczaj-nie-zwyczajna